Wpisy archiwalne w kategorii

Jura Krakowsko-Częstochowska

Dystans całkowity:b.d.
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:0
Średnio na aktywność:0.00 km
Więcej statystyk

Pierwsze STO

Piątek, 26 marca 2010 · Komentarze(4)
Wiosna zawitała na dobre, w ramach budowania formy trzeba się trochę poruszać i po różnych krótszych przejażdżkach dzisiaj przyszła pora na coś dłuższego.
Z Katowic przez Czeladź i Psary pojechałem do Pyrzowic. Po wyjechaniu z miasta jechało się w miarę dobrze, tzn. ruch samochodów nie był zbyt duży. Za Grodźcem zaczynają się w sumie niewielkie górki, ale jechało mi się zaskakująco lekko.
Pierwsza przerwa pod lotniskiem:

W dalszej kolejności pojechałem przez Siewierz do Zawiercia. Tutaj już gorzej, niestety spory ruch, na szczęście od Siewierza droga jest szeroka i ma wydzielony pas awaryjny. Od Zawiercia już lepiej, droga na Ogrodzieniec nie jest zbyt ruchliwa, za to jest raczej pod górę.
W Ogrodzieńcu się nie zatrzymuję, zmieniam jedynie kierunek udając się w stronę domu i tu niemiła niespodzianka, dowiaduję się, czemu tak lekko się jechało - bo z wiatrem ;) Ten niestety zaczął być odczuwalny dopiero, gdy trzeba było pedałować na południe. Tak więc do domu miałem do pokonania kilka sporych górek (na czele oczywiście z Niegowonicami) i pięćdziesięciokilometrowy mur powietrza poruszający się w niekorzystną stronę.
Kawałek za Ogrodzieńcem mam okazję do odpoczynku:

Pierwsza dętka złapana od półtora roku, w sumie na naszych dziurach to i tak dobrze, że do tej pory nie musiałem zmieniać w szosówce.
Gdy już się pakuję zatrzymuje się koło mnie pan Andrzej (pozdrawiam) - też na Meridzie, pyta, czy wszysktko OK, proponuje wspólną jazdę, w dodatku jedzie w kierunku Mysłowic i czeka na mnie na podjazdach - także powrót aż do Dąbrowy Górniczej mija całkiem sprawnie. Czasem wychodzę na zmianę, ale ciężko mi utrzymać narzucone tempo, jeszcze sporo pracy przede mną :)
Z Dąbrowy Górniczej już samotnie, nielubiany przeze mnie powrót przez Sosnowiec, na MTB zawsze się dłużył, na nie-MTB na szczęście nie tak bardzo.
Łącznie wyszło 112 km, udało się już nawet trochę opalić, a trasę pewnie pokonam w tym roku jeszcze nie raz.