Wpisy archiwalne w kategorii

Beskid Śląski

Dystans całkowity:b.d.
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:0
Średnio na aktywność:0.00 km
Więcej statystyk

ET Brenna 2011

Poniedziałek, 22 sierpnia 2011 · Komentarze(0)
Zawody z cyklu ET nie mogły obyć się bez edycji w Brennej. A edycja w Brennej nie mogła obyć się beze mnie ;)
Trochę zdjęć, oczywiście głównie z dojazdówek, w tym parę autorstwa Michała, do obejrzenia poniżej.

Skrzyczne nocą

Poniedziałek, 1 sierpnia 2011 · Komentarze(0)
Tak sobie wymyśliłem w piątek wieczorem, żeby pojechać na Skrzyczne na wschód słońca. Jak mi w sobotę o 2 w nocy zadzwonił budzik, musiałem ponownie poważnie przemyśleć swoją decyzję :)
Ale skoro zamieszczam ten wpis, to pewnie domyślacie się, że ostatecznie jednak pojechałem :)

Szyndzielnia

Sobota, 27 listopada 2010 · Komentarze(0)
Dzisiaj tylko jedno zdjęcie - z serii "tam byłem". Z bardzo prostego powodu - wziąłem aparat z rozładowanymi bateriami, a jak kupiłem baterie, to mi się już nie chciało robić zdjęć, bo było za zimno :) W związku z tym opis będzie nieco szerszy, niż zwykle.

A byłem, zgodnie z tytułem, na Szyndzielni. Parę minut po 9 wystartowałem z parkingu w Olszówce. Do góry wybrałem czerwony szlak. Jeszcze w Bielsku droga pokryta była fajną, 2 cm warstewką śniegu, czym wyżej, tym warstwa była coraz grubsza. Ale aż do drugiej agrafki z widokiem na kolejkę (czyli do końca było już niedaleko, a kolejki i tak w sumie nie było widać w tych warunkach :)) dało się jechać, to że czasem szedłem pieszo, spowodowane było koniecznością rozgrzania stóp. Wyżej śniegu przeważnie było nieco za dużo, ale podejrzewam, że na tylnej oponie z dużymi i rzadko rozmieszczonymi klockami też dałoby się jechać. W schronisku robię przerwę (okazuje się, że podjazd w takich warunkach wysysa z człowieka o wiele więcej energii), a później wracam zielonym szlakiem, ostatnio jechałem nim 7 (!) lat temu.
Na górze, mimo dość grubej warstwy śniegu, dało się zjeżdżać, walcząc trochę o utrzymanie się na rowerze, na dole to już tym bardziej się dało. Ogólnie było fajnie, dobry wariant na zjazd wybrałem :)
Następnie pojechałem na kolejkę. Wjazd z rowerem aż 18 zł, trochę czekania, bo zimą jeździ co pół godziny, ale na górze byłem szybko. Tym razem zjeżdżałem czerwonym. Tutaj też fajnie, ale zielony był lepszy. Czerwony jest znacznie łatwiejszy i szybszy, ale w tych warunkach oznacza to, że jest zimniej. Do tego stopnia, że już przy dzisiejszej temperaturze przy padającym śniegu przydałaby się kominiarka. Także lepiej było zjechać jeszcze raz zielonym :)
Całość zajęła mi 3 godziny, ale w takich warunkach to całkowicie wystarczyło żeby sobie dobrze pojeździć :)

Enduro Trophy Brenna 2010

Sobota, 7 sierpnia 2010 · Komentarze(1)
Po opuszczonej przeze mnie Czarnej Górze przyszła pora na Brenną - a więc praktycznie na moim terenie. Opisywać za bardzo nie ma co, bo wiadomo, że impreza musiała się udać, co można zobaczyć na zdjęciach.
Dodam, że zająłem 25 miejsce - na 67 startujących (50 osób ukończyło). Czy to dobrze, czy źle - generalnie nie za bardzo o miejsce tutaj chodzi, ale ja tam jestem z siebie zadowolony, tym bardziej, że udało mi się zaprezentować bardzo wyrównany poziom zarówno jeśli chodzi o zjazdy, jak i o podjazdy.

Prawie Pętla Beskidzka

Sobota, 17 lipca 2010 · Komentarze(2)
Po ostatnim rozeznaniu w Beskidzie Śląskim postanowiłem, że kolejny raz też tam pojadę - ale tym razem z szosówką. Nie była to dokładnie tzw. Pętla Beskidzka, ale dużo odcinków się z nią pokrywało.
Co z tego wyszło, możecie zobaczyć w galerii. Dodam tyle, że dystans to 142 km, na które poszło mi 6,5 litra różnych płynów - mam dość :)

Stożek DH

Środa, 14 lipca 2010 · Komentarze(2)
Stożek Wielki to jedna z tych gór w Beskidzie Śląskim, w zdobyciu której można sobie pomóc wyciągiem. I chociaż jego początek nie jest położony w zbyt dogodnym miejscu, to dla kogoś, kto wybiera się tam pozjeżdżać, nie powinno to stanowić problemu, bo samochodem można dojechać prawie pod samą dolną stację.
Sam wyciąg nie jest może zbyt imponujący - 240 metrów przewyższenia to niewiele. Na szczęście widać zdają sobie tutaj z tego sprawę i ceny są dość atrakcyjne.
Całkiem niedawno w okolicach wyciągu zaczęły powstawać trasy zjazdowe - w tej chwili jest ich już kilka, dlatego nawet w tygodniu można tam spotkać sporo rowerzystów. W większości ciężkozbrojnych, ale inni też mogą sobie tam fajnie pojeździć.
Ja skorzystałem i nie żałuję. Przy zakupie przynajmniej pięciu wyjazdów na górę jeden z nich wychodzi po 4 zł, więc brzmi nieźle. Szczególnie po dwóch dniach wspiannia się o własnych siłach. Dodatkowo dla rowerzystów przygotowano jeszcze co innego - karnet na cały dzień wraz z posiłkami, a nawet możliwością umycia roweru, za 89 zł. Chyba dobra oferta, ale to już trzeba mieć trochę samozaparcia (lub trenować przed zawodami), żeby jeździć ciągle po tych samych trasach. No prawie tych samych, bo w lesie po lewej stronie (jadąc do góry) jest całkiem sporo możliwości wytyczania własnych linii.
Kilka dodatkowych szczegółow można znaleźć na stronie www.stozek.narty.pl, natomiast w mojej galerii znajduje się parę zdjęć wraz z moimi uwagami dotyczącymi przygotowanych tras.

Niebieski z Baraniej Góry

Wtorek, 13 lipca 2010 · Komentarze(9)
Tytuł mówi sam za siebie :) Pewnie już to pisałem przy okazji wycieczki w 2008, ale polecam ten szlak każdemu, kto lubi wymagającą, techniczną jazdę. Chociaż mi nie były potrzebne (jeden lot przez kierowicę, lądowanie telemarkiem - ustane), to mimo wszystko - ochraniacze obowiązkowe!

Popołudnie w górach

Czwartek, 8 lipca 2010 · Komentarze(5)
Jako że musiałem dzisiaj pojechać do Ustronia, postanowiłem przy okazji to wykorzystać i zabrać rower :) Pierwsze, co nasunęło mi się na myśl, to czerwony szlak ze Skrzycznego do Buczkowic, którym jechałem chyba w 2006 - więc kawał czasu temu, ale tego, że był dobry, nie zapomniałem. Szlak położony jest w niezbyt fajnym miejscu, tak, że trudno zaplanować fajną całodniową wycieczkę i go w nią wpleść, więc tym bardziej była dobra okazja, żeby to zjechać. Kilka zdjęć można zobaczyć w galerii.
Przy okazji przyszedł mi dziś pomysł na fajną trasę szosową, a przynajmniej jej fragment - droga na Salmopol z Wisły jest po prostu idealna :)

Najtrajd

Czwartek, 22 kwietnia 2010 · Komentarze(0)
Nocna jazda w górach to po zimowym wyjeździe w góry kolejna rzecz, którą zawsze z różnych powodów odkładałem i którą wreszcie w tym roku udało mi się zrealizować.
Początkowo miało być więcej osób, ostatecznie okazało się, że było nas tylko dwóch. Po drodze do Bielska zgarniam Kartoniera i udajemy się na parking pod Szyndzielnią. Tam szybkie przebieranie i ok. 19 wyruszamy, podjeżdżając czerwonym szlakiem, na którym już kilka ładnych lat nie byłem.


Gdzies na podjeździe, jeszcze jasno


Polowanie na sarnę - a mój aparat jak widać kiepsko radzi sobie w takich warunkach

Po całkiem niedługim czasie meldujemy się pod schroniskiem. Poszło sprawnie, bo nawet mrok nie jest jeszcze całkowity. Tam chwila przerwy, a następnie jedziemy dalej.

Kartonier w drodze na Klimczok

Na Klimczoku znowu przerwa, oglądamy widoki, robimy zdjęcia. Temperatura dość niska, raczej poniżej zera.

Światełko po lewej to schronisko, po prawej Żywiec.


Z Klimczoka, żeby wycieczka nie była za krótka, udajemy się na Błatnią. Tempo na zjazdach mamy nawet niezłe w tych warunkach. Moje lampki nawet dają radę, ale przeważnie trzymam się lekko z tyłu, wykorzystując porządne oświetlenie drogi przez sprzęt, który Kartonier wiezie na kierownicy :)

Zmiana dętki na zjeździe z Trzech Kopców

Na Błatnią docieramy sprawnie, tam znowu chwila przerwy, ale już bez zdjęć z mojej strony - czemu musiałem zapomnieć statywu?:( Widok na rozświetlone Bielsko powala, do tego dochodzi świetny klimat - noc jest bezchmurna, bezwietrzna, przez co bardzo cicha - słychać jedynie pohukiwania nocnych ptaków. Po nasyceniu oczu pora na zjazd - w tym celu wybieramy niebieski szlak z Błatniej do Wapienicy.
Szlak jest generalnie szybki i łatwy technicznie - także znowu trzymam się raczej lekko z tyłu, mając nadzieję, że w razie ostrego hamowania Kartoniera moje XT będą mocniejsze od jego Saintów :) W dolnej części spotykamy prawdopodobnie lisa :) a szlak robi się bardzo kamienisty. Tutaj jadę pierwszy, ale bardzo krótko - bo szybko zaliczam efektowną glebę (ale nie z winy zbyt słabego oświetlenia). Trochę mnie sponiewierało po kamieniach, ale bez większych szkód, bo tylko z lekko bolącym ramieniem i podrapanym przedramieniem. Straty w sprzęcie trochę większe - kilka dziur w kurtce, lekko podrapany daszek w kasku (dobrze, że tylko daszek, bo lubię ten kask), mocno podrapany ochraniacz (gdzieś tak na obszarze 8 na 25 cm - dobrze - że to nie było moje kolano. A jak się pakowałem w domu, to przez głowę przeszła mi bardzo krótka myśl, żeby może ich nie brać...). No i paradoksalnie, na początku wycieczki rozmawiałem z Kartonierem na temat zasadności stosowania ochraniaczy na łokcie, twierdząc, że raczej nie są mi potrzebne - a tego dnia (nocy?:)) przydałyby się.
Po glebie zbieram się w sumie szybko, ale jak to zawsze bywa, jazda jest już bardzo zachowawcza :) Na dół zjeżdżamy już bez niespodzianek, później jeszcze tylko kilka kilometrów asfaltu i do domu :)

Zdjęcia Kartoniera - tutaj.

PS. Wrzuciłbym notkę wcześniej, ale byly problemy z serwerem - ale chyba warto było poczekać, bo wcześniej w "godzinach szczytu" BS ładowało mi się powooli, a teraz wygląda na to, że jest ok.