Koła bez dętek - moje doświadczenia
Słowem wstępu - lubię jeździć na niskich ciśnieniach, co wcześniej było równoznaczne z często łapanymi snejkami - prawie na każdej wycieczce w góry, na niektórych zresztą więcej niż jeden. Już na samym początku zdradzę zakończenie - w zeszłym sezonie nie złapałem gumy ani razu :)
Zestaw, którego używam, to obręcze Alex FD26, opony WTB Weirwolf 2.5 i Schwalbe Fat Albert 2.35 (obie zwijane), do tego zestaw Joe's Tubeless System XC.
Przy montażu całości opaski z zestawu Joes'a okazały się dość wąskie, co wymagało bardzo dokładnego ich ułożenia. Ostatecznie się udało, założyłem opony i wlałem do obu ok. 120 ml mleczka (mleczko ma gęstość podobną do wody - a więc wyszło ok. 120 g na koło, więc mniej niż waga przeciętnych dętek). Okazało się, że stacjonarna pompka nie w stanie wtłoczyć jednorazowo tyle powietrza, żeby całość się uszczelniła, ale kompresor na stacji benzynowej poradził sobie bez problemu.
Od tamtego czasu po prostu jeździłem. Powietrze co jakiś czas trzeba było dopompować ale nie był to jakiś duży problem.
W trakcie wycieczki tylko raz opona mi się rozszczelniła - podczas skrętu w dużym pochyleniu z przodu uciekło nieco powietrza - ciśnienie było zbyt niskie i opona się podwinęła, ale poza krótkim syknięciem nic się nie stało - zatrzymałem się, dopompowałem i pojechałem dalej.
Oczywiście główną zaletą jazdy na niskim ciśnieniu jest bardzo dobra przyczepność, różnica jest naprawde znaczna. Wadą za to są dobicia, które zdarzyły mi się kilka razy - ale to nie problem, na obręczach nie widać żadnych śladów, ale muszę zaznaczyć, że mają dość szeroki rant.
To by było na tyle wrażeń z użytkowania. Jednak do ich napisania skłoniła mnie pewna rzecz, o której muszę wspomnieć - przeplatając koło byłem zmuszony ściągnąć oponę, a to, co zobaczyłem po jej zdjęciu, trochę mnie zaskoczyło :)
Okazuje się, że po roku płyn w oponie w zdecydowanej większości zasechł. Można się było tego spodziewać, zresztą producent zaznacza też, że po pewnym czasie płyn traci swoje własności pozwalające na zalepianie małych dziurek.
Problem pojawił się jednak w momencie próby pozbycia się zaschniętej skorupy z opony - po kilku minutach szorowania szczotką bez zauważalnych rezultatów dałem sobie sobie spokój.
Wnętrze opony po próbie czyszczenia
Opona sklejona z opaską Joe's
W tym momencie jak widać ujawniła się kolejna wada systemu. Może niezbyt wielka, ale dość irytująca. Nie ma żadnego problemu, gdy ktoś zakłada oponę i jeździ na niej aż do jej zużycia. W moim przypadku też nie ma za bardzo na co narzekać - zaschnięte mleczko na oponie i w miejscu jej styku z opaską dobrze uszczelnia, dlatego założyłem całość z powrotem i wlałem tylko 50 ml mleczka. Jednak osobom, które walczą o każdy gram, takie rozwiązanie się nie spodoba.
Podsumowując jednak - uważam, że system ma więcej zalet, niż wad, dlatego ja do dętek nie mam zamiaru już wracać.
Za to gdybym miał składać cały komplet od początku, nie zdecydowałbym się na zestaw Joes'a. Jest tańszy sposób (chociaż ja akurat kupiłem okazyjnie), który moim zdaniem ma więcej zalet:
- większa szerokość opaski,
- a co za tym idzie łatwiejszy montaż,
- możliwe zastosowanie innego zaworu (Joe's ma niestety prestę),
- zapewne trochę mniejsza masa - jedna opaska Joe's XC waży 75 g.
Mowa o Ghetto tubeless, do którego trzeba kupić jedynie mleczko i dwie dętki.
Na koniec tej notki pochwalę się jeszcze nową bronią na podjazdy :)
20 i 21T